Ale się kurnia spasłem, aż mi własne ciało zaczyna wsysać ubrania... Kolejny tydzień bez roweru, ale przyszła zmiana czasu to po robocie zostanie trochę dnia na krynconko, a i może do tej roboty się będzie śmigać.
Miała być dłuższa przerwa ale ostatnio czuję się super więc się bryknąłem. Nie wiem jak, ale muszę zrzucić z 8 kilo, trzeba będzie do roboty podjeżdżać rowerem i uważać by znowu się nie spaść na zimę. Życzcie mi szczęścia i zdrowia ;}
W połowie trasy - mimo że jechałem spokojniutko - coś mnie niefajnie zakuło w klatce, postanowiłem wrócić najkrótszą linią oporu do domu. Ogólnie coś mi świruje od paru miesięcy, pani doktór mówi że "nie wymagam leczenia, objawy mają podłoże nerwowe". I wszystko właściwie się zgadza bo się okazało że to nie serce mnie kujnęło tylko wątroba.
No ale żeby nie dołować za bardzo to pochwalę się bo nie miałem jeszcze okazji... od miesiąca jestem indżynierem, a w poniedziałek pierwszy dzień roboty w zawodzie. Pozdro i do zobaczenia z powrotem na szosie.
Miałem na zimę pewne problemy z serdeńkiem, dzisiaj mam robiony holter EKG. Pani doktór kazała po powrocie do domu robić to co zwykle, więc w celach badawczych wyjechałem na krótką pętlę. Z pikawką generalnie powinno być wszystko OK, najpewniej chodzi o napady nerwicy, stres, wysoki cholesterol, ewentualnie tarczyca więc w moim wieku pierdółki, da się to rozjechać na rowerze.
Kiedy powiedziałem tej pani doktor że odczuwałem dyskomfort w klatce na podjazdach, to zapytała: To po co pan jeździ skoro pana boli? No myślałem że ją zmiotę jednym ciosem.
Cienka średnia wyszła bo wiało niekorzystnie, a na półmetku słabiej się poczułem i wolałem dokręcić do mety asekuracyjnie - prawdopodobnie się trochę odwodniłem i wychłodziłem. Generalnie nie mogę zaliczyć tego treningu do przyjemnych.
Z dzisiejszych pozytywów to to że trochę bardziej wiosennie, płaskie trasy zastępuję powoli pagórkowatymi, jeżdżę coraz dalej, no i zaczynam eksplorować nowe asfalty. Na Leśnicy na niebezpiecznej krzyżówce wybudowali rondo - w pierwszej chwili nie poznałem wsi :D W każdym razie jest się z czego cieszyć.
Noga coraz bardziej ubita, utrzymuje się tendencja do niższych pulsów i wyższych prędkości. Coraz przyjemniej i oby tak dalej. Zupełnie zapomniałem o Strade Bianche ale udało się wyrobić na ostatnie 40 km.
TROCHĘ O MNIE
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.