Szlifozaur RexKategoria Ze zdjęciami
Poniedziałek, 24 sierpnia 2015Komentarze: 0
Dystans30.62 km
Czas01:02
Vśrednia29.63 km/h
To miało być zwykłe małe co nieco... Miało być.
Najdłuższa chwila życia © DamianoPantani
Na 6-tym kilometrze zaliczyłem upadek i szlif przy ok. 35 km/h a więc rekord :} Do tej pory nie mogę zebrać wszystkich myśli, taki to był szok. Do tej pory zaliczyłem ze 3 tarki ale przy nie więcej niż 15 km/h no to kończyło się na brudnej owijce. Dzisiaj walnąłem na lewy obojczyk ale udało się nic nie złamać, dużo gorszy był jednak sam szlif...
Zastanawiałem się czy wracać czy jechać dalej, ale nie cierpiałem jakoś wybitnie to pojechałem dalej. Pomyślałem że dobrze będzie sprawdzić czy dałbym radę jechać po - odpukać - szlifie 80 km od domu... Do tego prawie cały bidon poszedł na obmycie ran, a i tak nie obmyłem nawet połowy. No ale pojechałem, o bólu szybko zapomniałem.
Szlifozaur rex © DamianoPantani
Wyżej fotka na pamiątkę, ale i tak nie widać nic, ani tyłu łokcia, ani kolana, ani uda, ani stopy ani dłoni. Jedne z moich ulubionych spodenek idą do kosza, nowymi rękawiczkami też się długo nie nacieszyłem ... :{
Obejrzałem zapis z kamerki i doszedłem do wniosku że nie wjeżdżałem w zakręt zbyt szybko, ale leżało sporo piachu i wyłożyłem się w momencie lekkiego przyciśnięcia hamulca. Cóż... kolejne doświadczenie do kolekcji. Drugi wniosek jest taki że kolarstwo to taka dziedzina życia w której mimo różnych przygód człowiek chce więcej i więcej.
Myślałem że to będzie nieprzespana noc, ale powoli ból ustępuje, przynajmniej będę miał się czym pochwalić jutro w robocie :P No i będę zupełnie inaczej patrzył na upadki kolarzy na wyścigach, to na pewno.
Najdłuższa chwila życia © DamianoPantani
Na 6-tym kilometrze zaliczyłem upadek i szlif przy ok. 35 km/h a więc rekord :} Do tej pory nie mogę zebrać wszystkich myśli, taki to był szok. Do tej pory zaliczyłem ze 3 tarki ale przy nie więcej niż 15 km/h no to kończyło się na brudnej owijce. Dzisiaj walnąłem na lewy obojczyk ale udało się nic nie złamać, dużo gorszy był jednak sam szlif...
Zastanawiałem się czy wracać czy jechać dalej, ale nie cierpiałem jakoś wybitnie to pojechałem dalej. Pomyślałem że dobrze będzie sprawdzić czy dałbym radę jechać po - odpukać - szlifie 80 km od domu... Do tego prawie cały bidon poszedł na obmycie ran, a i tak nie obmyłem nawet połowy. No ale pojechałem, o bólu szybko zapomniałem.
Szlifozaur rex © DamianoPantani
Wyżej fotka na pamiątkę, ale i tak nie widać nic, ani tyłu łokcia, ani kolana, ani uda, ani stopy ani dłoni. Jedne z moich ulubionych spodenek idą do kosza, nowymi rękawiczkami też się długo nie nacieszyłem ... :{
Obejrzałem zapis z kamerki i doszedłem do wniosku że nie wjeżdżałem w zakręt zbyt szybko, ale leżało sporo piachu i wyłożyłem się w momencie lekkiego przyciśnięcia hamulca. Cóż... kolejne doświadczenie do kolekcji. Drugi wniosek jest taki że kolarstwo to taka dziedzina życia w której mimo różnych przygód człowiek chce więcej i więcej.
Myślałem że to będzie nieprzespana noc, ale powoli ból ustępuje, przynajmniej będę miał się czym pochwalić jutro w robocie :P No i będę zupełnie inaczej patrzył na upadki kolarzy na wyścigach, to na pewno.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.