Sieniów + Strawczyn ( rekord + pech )Kategoria Ze zdjęciami
Niedziela, 7 lipca 2013Komentarze: 0
Pojechałem na Sieniów, dokładnie na taras widokowy pod górą Siniewską (pół kilo 13%). Jeszcze kilka miesięcy temu gdyby mi ktoś powiedział że tam wjadę na rowerze to bym go chyba puknął w czoło, a dzisiaj - udało się :) W potwornych męczarniach ale udało się.
Moja niunia na górze © DamianoPantani
Panoramka © DamianoPantani
Trzeba było zrobić zjazd z tej samej trony z której wjeżdżałem, bo dalej były tylko gruntówki. Nie spodziewałem się tego ale mój rekord prędkości został pobity. Teraz wynosi 78.90 kph (NIEAKTUALNE). Prawie nie wyrobiłem jednego zakrętu :D Ale żyję :D Za zjazdem dziękowałem Najwyższemu za moje istnienie i że jest taki cudowny wynalazek który się zwie Rower Szosowy.
...ale ten dzień jak każdy inny nie mógł skończyć się zbyt pięknie...
W okolicy zalewu na Strawczynie nie zauważyłem głębokiego rowku w drodze. Wjechałem w niego przy 45kph... No coś potwornego... Silny ból w nadgarstkach to nic, przednia obręcz wygięła się niemiłosiernie w jednym miejscu. Zostało do domu około 12km, no więc co miałem robić? Poluzowałem hamulec i w drogę. Potem zorientowałem się że kierownica jest przekręcona w dół, mimo że dokręciłem ją na fulla w mostku - tak silne było to uderzenie. W tym dniu już nic nie mogło mnie bardziej zdołować, pomijam nawet fakt że pierwsza połowa wycieczki była pod mocny wiatr, który zupełnie ucichł kiedy wracałem i mi nic nie pomógł...
Na razie nie przewiduję nowych wpisów na blogu - przynajmniej dopóki nie kupię klucza i nie wyprostuję tej obręczy.
Moja niunia na górze © DamianoPantani
Panoramka © DamianoPantani
Trzeba było zrobić zjazd z tej samej trony z której wjeżdżałem, bo dalej były tylko gruntówki. Nie spodziewałem się tego ale mój rekord prędkości został pobity. Teraz wynosi 78.90 kph (NIEAKTUALNE). Prawie nie wyrobiłem jednego zakrętu :D Ale żyję :D Za zjazdem dziękowałem Najwyższemu za moje istnienie i że jest taki cudowny wynalazek który się zwie Rower Szosowy.
...ale ten dzień jak każdy inny nie mógł skończyć się zbyt pięknie...
W okolicy zalewu na Strawczynie nie zauważyłem głębokiego rowku w drodze. Wjechałem w niego przy 45kph... No coś potwornego... Silny ból w nadgarstkach to nic, przednia obręcz wygięła się niemiłosiernie w jednym miejscu. Zostało do domu około 12km, no więc co miałem robić? Poluzowałem hamulec i w drogę. Potem zorientowałem się że kierownica jest przekręcona w dół, mimo że dokręciłem ją na fulla w mostku - tak silne było to uderzenie. W tym dniu już nic nie mogło mnie bardziej zdołować, pomijam nawet fakt że pierwsza połowa wycieczki była pod mocny wiatr, który zupełnie ucichł kiedy wracałem i mi nic nie pomógł...
Na razie nie przewiduję nowych wpisów na blogu - przynajmniej dopóki nie kupię klucza i nie wyprostuję tej obręczy.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.