Wcześnie jak na mnie, bo mam jeszcze jeden egzamin w czwartek to trzeba sobie zrobić wolne popołudnie.
Przed wyjazdem zastanawiałem się gdzie jechać - tam nie chce mi się, tam nudno, tam za daleko, tam za krótko... W końcu wpadłem na ten Bolmin bo dawno mnie tam nie było - choć nie wiem czemu bo to ładna okolica. Dopiero na miejscu sobie przypomniałem o stanie asfaltu - najpierw jak ser szwajcarski, potem jak tatry :D No ale ogółem wporzo wycieczka.
Ehh... miałem jechać czasówkę ale jakoś od rana mi się nie zbierało, nawet się do tego nie przygotowywałem zbytnio, popełniłem na trasie wiele błędów, kolka mnie złapała, zapomniałem zdjąć ciężką narzędziówkę, zapomniałem też wymasować plecy po wczorajszym treningu z obciążeniem - przez co bardzo barana nie mogłem chwytać, ciężko się czułem bo za dużo zjadłem, dlatego nie jechałem dwóch kółek na czas, a zatrzymałem się już po pierwszym.
Czas wyszedł przyzwoity i gdybym jechał drugie kółko to z pewnością pobiłbym rekord w jeździe godzinnej, ale nie aż tak bardzo jak bym tego chciał, więc nie opłacało mi się tak męczyć. Przynajmniej wiem mniej więcej na co mnie stać i jaki sobie wyznaczyć target na kolejny sezon pod względem jazdy na czas.
Najważniejsze że kłopoty z formą są za mną ;) Mogę skupić się na normalnym spokojnym treningu.
Najpierw na Kielce pozałatwiać różne sprawy (poczta, księgarnia, politechnika), a potem za drugą stronę miasta na Świętą Katarzynę wyeksplorować trochę terenu. Od Piekoszowa do Czarnowa standard - roboty drogowe, korki, tłoczno i wolno. W mieście wiadomo - roboty, światła, współdzielone ścieżki rowerowe w wybornym stanie, objazdy objazdów objazdów itd.. Za miastem to samo a w dodatku pod wiatr taki nawet niesłaby.
Zanim jeszcze ruszyłem z Kielc siadłem na Placu Artystów by zjeść obiad, ale nawet nie wyjąłem jedzenia a już koło mnie stały 3 cygany:
- Masz pan 50 groszy?
- Powróżyć ci z kart?
- Powiedzieć ci coś o tobie?
- Wyglądasz na bogatego... (może nie wprost ale coś w ten deseń :P)
Przeniosłem się do parku, zjadłem w ciszy, obadałem dokładnie mapy i wyjechałem dalej.
Z Górna widoczny jest ładny podjazd pod Krajno - bardzo podobny do Widomej ale miałem wrażenie że jest bardziej stromy i dłuższy. Po powrocie wyliczyłem nachylenie i wychodzi że ma 5,3% przez ok. 2 km, a ten którym jechałem 4,6% przez 2,4 km. Czyli... szału nie ma. Pobujałem się chwilę po Puszczy Jodłowej i zacząłem powrót.
Chciałem wracać przez północne wsie by ominąć Kielce. Popatrzyłem na mapę, która wyraźnie pokazała żeby jechać prosto cały czas, to się wyjedzie na Masłowie. No i tak zrobiłem - na początku wszystko OK, ale... jakim cudem ja się znalazłem na Mąchocicach? Spojrzałem na mapy jeszcze raz i wtedy już w ogóle straciłem orientację - nigdzie nie skręcałem, trzymałem się głównej drogi a wyjechałem nie wiadomo gdzie... Musiałem zmienić plan, wrócić do domu prosto przez te Kielce - to mnie zrujnowało psychicznie i fizycznie. I co się teraz okazuje... Na Ciekotach jest taka krzyżówka - u mnie na telefonie mapa mówi, że główna droga leci na ten Masłów, a na wszystkich mapach w internecie (jak i w rzeczywistości) główna prowadzi właśnie na Mąchocice. Life is brutal...
Na Czarnowie poczułem duży luz w bloku - już myślałem że go zjechałem kompletnie, ale na szczęście tylko śrubki się poluzowały. Oj śrubki lubią mi się ostatnio wykręcać :D
Cóż, taka sobie dzisiaj stresująca i męcząca wycieczka, mimo to nie będę jej wspominał szczególnie źle.
Dzisiaj był idealny dzień na zrobienie Widomej - od rana utrzymywała się świetna widoczność, więc ta górka aż kusiła :D Poza tym z moją formą były problemy a chciałem ją szybko odbudować.
Niżej będzie seria starych zdjęć, jeszcze z czasów góralowania, w tematyce Pasma Oblęgorskiego, bo się tylko kiszą na dysku i nie ma z nich pożytku...
Pierwszy raz miałem przyjemność podjeżdżać tą górę od strony Oblęgorka i od tej strony podjazd jest zdecydowanie bardziej intrygujący. Człowiek widzi jak teren się wypłaszcza a jednak dalej jest rzeź, i tak ze 3 razy... Nie sądziłem że uda mi się to podjechać tak dobrze. Na szczycie trochę przerwy i cisnę dalej - tutaj kolejny plus jazdy w tą stronę - zjazd jest o wiele spokojniejszy - w sensie krótszy i ciut łagodniejszy, nie pruje się 80 kph, tylko najpierw kawałek 60, a potem długo długo ze 45. Przy okazji bycia w tej okolicy odwiedziłem asfalty na których nie było mnie ze 3 lata - Mokry Bór, Skoki i Hucisko.
Za górką noga podawała wręcz wybornie, niezależnie od terenu i kierunku wiatru, w co bardzo nie mogłem uwierzyć... Na Promniku miałem problem z wpięciem się butem w pedał bo znowu się śrubka wykręciła, a jako że śrubokrętu nie noszę, to podbiłem do takich gości i o niego poprosiłem. I tak - jeden szuka 10 minut po czym stwierdza że nie ma, sąsiad szuka 5 minut i nie ma (obaj nie mieli nawet... nożyka?). W końcu zaprowadzili mnie do takiej fajnej lajtowej pani i mi przyniosła ten śrubokręt. 20 minut przerwy bardzo mnie wyleniło i musiałem z powrotem rozkręcać nogi, szkoda. Od tej pory noszę ze sobą ten śrubokręt - te kilka gram mnie nie zwolni chyba aż taaaaak bardzo, a pomoże w sytuacjach kryzysowych.
3 dni przerwy i po formie... Chociaż tyle że kolano wyzdrowiało. Przejechałem się tylko dotlenić mózgownicę bo jestem w trakcie "kampanii wrześniowej" :D:D
Sezon na zachrzanianie trzeba kończyć powolutku a zacząć jeździć bardziej rekreacyjnie, bo i tak temperatura nie sprzyja mocniejszym treningom...
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.