Na ten moment życiowy dystans, ale dopiero się rozkręcam. Do półmetka wiatr czołowy ale dużo cienia, do domu odwrotnie - nawet metra cienia, ale powiało trochę w plecy (radość nie trwała długo bo koło Włoszczowy wiatr zupełnie ucichł).
Znowu cholernie przegrzałem organizm, ale pod koniec upał trochę popuścił to zaczynałem powracać do świata żywych. Generalnie dobrze zniosłem ten dystans, to dobry prognostyk.
Od Nagłowic do Szczekocin ponad 20 km krajówką bez pasa awaryjnego, strasznie stresująca jazda ale wytrwałem. Po drodze mijałem miejscowość 'Damiany' ale przegapiłem znak drogowy i zarazem szansę na fajną fotkę :P albo Bógdał :D generalnie mijałem różne dziwne miejscowości.
Dokręciłem jakoś do tych Szczekocin ale ciężko mi się było stamtąd zebrać, tak mi się tam spodobało... okropne korki, ruch chyba wahadłowy, gdzieś dalej musieli coś rozkopać. Dalej dojechałem do Secemina, miałem nadzieję sobie siąść na placu w cieniu, ale ten też całkowicie rozkopany, zero szans na odpoczynek.
Dwa dni przerwy i jedziemy dalej. Dzisiaj idealne warunki i znowu 2,5 godziny kręcenia uleciały jak jasny pierun... 20 km nowości, w tym Sobków - świetna okolica, mijałem jakiś średniowieczny dworek, kiedyś go obadam. Jechałem przez Łukowę, droga taka że się wierzyć nie chce a szkoda bo okolica jest świetna - taka sielska.
Na Kowali na zjazdach jechałem może 40 - 45 km/h. Dwa razy mijałem jakieś gimbuski i dwa razy się tak wystraszyły, tak mi zapiszczały prosto po uszach że się prawie wywaliłem :D Nie wiem, nigdy w życiu tam roweru nie widziano czy coś? A może pomyliły mnie z Fabianem Canellarą :D
Ominął mnie ciekawy etap TdF, no trudno. Bardzo chciałem go obejrzeć, no ale wciąż jestem bardziej kolarzem niż kibicem kolarstwa.
Bardzo długo zbierałem się z tym wyjazdem, cały dzień wisiały dziwne chmury. Zaryzykowałem i wyjechałem, prawie od razu wyszło słońce, no ale...
Dokładnie w połowie drogi zaczęło padać, zupełnie z niczego. Zatrzymałem się na przystanku na Kozowie, przesiedziałem najgorsze i wyjechałem jak jeszcze mżyło bo nie było na co czekać, chyba że na kolejną chmurę... Sam deszcz nie jest generalnie zły, ale ten chłód paraliżuje nogi a tego dnia nie było za ciepło. Potem to samo pod Mniowem, ale wyrwałem jak jeszcze padało bo szła masakryczna chmura z północy, wybrałem mniejsze zło, nie chciałem tam siedzieć do nocy...
Potem było jak na dobrym thrillerze, gigantyczne chmurzyska pojawiały się i znikały dosłownie co 5 minut, jedna za drugą, na szczęście jakoś je zdmuchiwało i najwyżej trochę pomżyło. Generalnie cieszę się że nabiłem dzisiaj trochę kilosków, niby 2.5 h kręcenia a uleciało jak jasny pierun, w domu to bym chyba skisł przez ten czas...
Co do trasy to wyszło ponad 10 km nowości, skończyłem eksplorowanie terenów w pobliżu Kłucka, cholernie mi się tam podoba, taki przyjemny Świętokrzyski klimat. Generalnie długo będę pamiętał dzisiejsze kręcenie, ze względu na pogodę i okolice właśnie. Sporo się działo na każdym kilometrze.
Długo się zbierałem bo mżyło, aż w końcu wyjechałem w tej mżawce i bardzo dobrze zrobiłem, ten deszczyk był całkiem przyjemny i trwał przez pierwsze 25 km, potem wyszło słońce i kręciło się jeszcze lepiej. Wyszło mi z 15 km nowych terenów, w tym Posłowice, całe w remontach, a że było po deszczu no to jazda bardziej przypominała MTB niż kolarstwo szosowe.
Na przejeździe na Trzciankach trzeba było czekać na 4 pociągi, stało się dobre 20 minut :/ Dalej na Kielcach bardzo tłoczno i niezbyt przyjemnie ale dało radę... Miałem jechać ciut inaczej ale przez te remonty musiałem skrócić drogę, no to wracając odbiłem jeszcze na boczne dróżki by dokręcić do tej 60-tki. Generalnie jazda na umiarkowany plus.
Ale God Damn gorąco... no ale grunt że bezwietrznie. Potrzeba mi było takiego dystansu, 40 km nowości, drugie 40 km tereny odwiedzane prawie nigdy, bardzo przyjemna okolica, całość wycieczki naprawdę na duży plus, bardzo szybko mi to uleciało.
Trasa była płaska ale widoczność taka że na każdym byle pagórku widać było wszystko 50 - 70 km w przód. Pod koniec tętno poszło ostro w górę, widocznie musiałem przegrzać organizm. Jestem w stanie jechać dłuższe trasy ale upał musi trochę popuścić. Jutro może jakiś luźniejszy rozjazd.
Miał być dzień przerwy ale nie wyszło :P Pobłąkałem się trochę po okolicy, nic szczególnego z tej wycieczki nie wynikło... Chyba ostatnio przemęczyłem nogi, jednak muszę zrobić sobie ten dzień przerwy...
Bardzo luźna 90-tka, mocne drażniące wiatry, na trasie nie działo się wiele - takie to było trochę kręcenie dla kręcenia... Wyszło mi z 11 km nowości, w tym Pielaki, gdzie mieszka znajomy. Powrót przez Borki, zawsze jak tędy jadę to w głowie idzie mi tylko "Borki, a revolution in the kitchen"... ogarnięci będą wiedzieli o co chodzi :P
Jutro prawdopodobnie dzień przerwy ale zobaczymy jak to wyjdzie...
Bardzo długo przeglądałem mapy żeby zdecydować gdzie jechać, w końcu dopadła mnie eureka - podjadę Malmurzyn, tam nie będzie mi nudno oooj nie :D Poza tym dobrze mi ostatnio idą podjazdy więc trzeba było sprawdzić czy aby na pewno.
Drugi raz podjeżdżałem tą górkę z tej strony i wdrapałem się bez porównania łatwiej. Od razu pojechałem na zjazd, a tam to się dopiero działo :D Nie kręciłem w ogóle nogami, pochyliłem się mocno i pękła magiczna 80-tka w prędkości... Nie miałem zamiaru jej dzisiaj ani kiedykolwiek przekraczać, a tu taka niespodzianka, miło :P
Na filmiku wszystko ująłem, polecam obejrzeć :P
Do domu nie pojechałem prosto, tylko takim zygzakiem, żeby nabić parę km. Przyjemnie się jechało więc szkoda było od razu marnować nastrój. Cóż, forma jest, zdrowie dopisuje, czekam aż wiatry ustąpią i spróbuję podjąć się jakiejś 150-tki.
Wietrzna 70-tka, za Małogoszcz, w tereny które rzadko odwiedzam, ale za każdym razem kiedy tam jadę zastanawiam się dlaczego tak mało tędy śmigam... Może dlatego że zawsze, ale to ZAWSZE ZAWSZE jak tam jadę to przeważają wmordewindy i po powrocie nie mam dobrych wspomnień z jazdy :D Dzisiaj na 70 km drogi wiatr pomagał najwyżej przez 10 km, reszta wiatr czołowy lub boczny przeszkadzający.
Dzisiaj nabiłem ze 13 km nowych terenów, ale tak bajecznych że na pewno będę się tam jeszcze wiele razy meldował. Nie wiem czemu ale jakoś mi się kojarzą z dzieciństwem.
Na Czostkowie źle skręciłem (bo jest tam milion krzyżówek) i zamiast na Ludynię pojechałem prosto na Kozłów, ale nie ma czego żałować, odkryłem kawałek naprawdę przyjemnej drogi. I tak miałem jechać na Kozłów, więc wyszło z 5 km skrótu, no to jutro to odrobię ;} Przed Czostkowem odkryłem też szybką serię ostrych zakrętów, ciekawe miejsce na techniczny trening.
Generalnie bardzo szybko mi uleciała ta jazda, jakby pętla wokół domu... A licznik pokazuje 2:22:22 ;}
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.