Trzeci dzień z rzędu na Politechnice rowerem. Po zajęciach zaczęło konkretnie wiać, i to prosto w twarz. Zawsze było odwrotnie - jak jechałem z powrotem to sobie mogłem poprawić średnią prędkość, a tak to sobie dzisiaj tylko nadziei narobiłem na Personal Best ... xD
Jadąc na Poli na najszybszym długim odcinku musiałem wlec się za furmanką sprzed pierwszej wojny światowej... Nie chciałem jej wyprzedzać bo wiedziałem że ona mnie zaraz potem wyprzedzi... i tak przez 5 km :D W końcu mocno poirytowany wyprzedziłem to badziewie, i jak na ironię dopiero wtedy przyspieszyło, wyprzedziło mnie, i się oddaliło...
Codziennie jakaś inna przykra historia, aż się boję pomyśleć co będzie jutro ;)
Na Polibudę i z powrotem. Chcąc ominąć roboty drogowe pojechałem inną drogą. Stan 'nawierzchni' był taki, że sobie o mało nie połamałem nadgarstków, łokci i kości ogonowej. Oczywiście zapomniałem zapięcia, to musiałem zostawić niunię u ochroniarza w budce na parkingu... Zażyczył sobie browara bo to był już drugi taki raz xD
Z powrotem pojechałem tą drogą remontowaną, o wiele wygodniejsza i płynniejsza jazda... Byłem wk - ^&%*(&^) - wiony na pewnego doktorka, musiałem odreagować i jechać szybko, to sobie przynajmniej poprawiłem średnią dnia xD
Co ciekawe... dwa razy zostałem przepuszczony przez kierowców, mimo że pierwszeństwa nie miałem i wyraźnie się zatrzymywałem by ich puścić... Może to byli jacyś cykliści?
Kupiłem bloki które pasują do moich pedziów, na razie dziwnie się w nich czuję, ale zobaczymy jak to będzie na normalnym treningu.
Był to mój drugi jak dotąd wyjazd na polibudę rowerem ale zapamiętam go równie dobrze jak ten pierwszy...
Już po 5 km przestałem czuć łańcuch, zupełnie tak jak Lance opisywał w książce "Liczy się każda sekunda" :D 20 metrów dalej uświadomiłem sobie że naprawdę jadę bez łańcucha... Rozkuł się i wylądował na asfalcie. Okazało się że jedno ogniwko jest mocno zadrapane, i w tym momencie się wyjaśniło co mi tak ocierało o konika mniej więcej co drugi obrót korbą.
Udało się go w miarę szybko skuć, dokręciłem ogniwko tak, by już się nie ocierało, i pojechałem dalej. Po zajęciach miałem zamiar kupić spinkę i ją na miejscu zamontować. Ale...
Za kolejne 10 km spadł drugi raz... tym razem spokojnie zszedłem z roweru, z zamiarem jego rutynowego skucia, ale to feralne ogniwo było tak przekrzywione, że MATKO BOSKA FATIMSKA!! Nie dało się już z tym nic zrobić, łańcuch w plecak i marszem do szkoły. Na szczęście zostało już tylko 3km, to śmignąłem na rowerze jak na hulajnodze ;)
Po zajęciach poszedłem do warsztatu WSÓŁ Sport po tą spinkę. Kiedy pokazałem mechanikowi łańcuch to aż podskoczył z krzesła xD Dał mi spinkę SRAM za 11 zł, niestety tańszych nie miał, ale przynajmniej mam pewność że się nigdzie nie rozerwie. Wziąłem też drugą na zapas (złotą na szczęście xD), żeby być przygotowanym na każdą ewentualność. Zamontowałem spinkę i ruszyłem z powrotem do domu, tym razem bez przygód :)) a napęd chodzi płynniutko.
W sumie kiedyś to musiało się stać, więc to i tak wielkie szczęście że to było pod centrum miasta, a nie po środku lasu w dzikiej bambusolandii...
Morał tej bajki jest krótki i niektórym znany, nigdy nie jedź bez skuwacza, i miej łańcuch spinany ;)
Dzisiejszy 'trening' traktuję bardzo sentymentalnie z dwóch powodów:
NUMER 1:
Pierwszy raz pojechałem na uczelnię rowerem :D Dla wielu z Was to norma, ale ja nie mogłem się przemóc od momentu w którym wpadłem na taki pomysł. Bałem się trochę ruchu ulicznego w mieście, nie miałem jeszcze szosóweczki, no a przede wszystkim mieszkam poza miastem, dojeżdżam około 20 kilo - na takiej trasie ze sporym ruchem ulicznym mogą się nadarzać różne cuda. Ale w każdym razie dzisiaj nadarzyła się idealna okazja i nie sposób było mi z niej nie skorzystać. To
NA PEWNO nie był ostatni raz, co więcej, od dzisiaj na uczelnię będę jeździł prawie wyłącznie rowerem ;) Dlaczego?
Jazda busem + przejście z dworca na Poli = 50 minut, cena 4zł (8 w dwie strony)
Miesięcznie wychodzi ~120 zł.
Z domu na pociąg + jazda pociągiem + dworzec-Poli = 60 minut, miesięcznie ~50 zł
Jazda rowerem od samego domu pod samą uczelnię - 41 MINUT!! Cena: 0 ZŁ !! +darmowy trening a więc ultra kombos ;) dodatkowo wyjeżdżam o której chcę, wracam o której chcę, nie muszę czekać na odjazd. Z powrotem wychodzi około 45 minut oszczędności. ŻYCIE JEST PIĘKNE DROGIE SIOSTRY I BRACIA DRODZY.
NUMER 2:
Dzisiaj są moje urodziny numer 22, yupi ;)
Do szkoły jechałem przez zakorkowane miasto, i przez roboty drogowe na całej praktycznie długości. Z powrotem wybrałem trasę po krajowych 74 i S7 (też roboty, troszkę zbłądziłem, no i był jeden spory korek, ale wrażenia po jeździe 40 kph między samochodami - bezcenne :D).
Trochę się rozpisałem ale cóż, to dla mnie coś absolutnie nowego.
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.