Tak mnie ssało na kręcenie od rana, ale wróciłem później z roboty to starczyło czasu na 25 km, a w drodze okazało się że się za cienko ubrałem i trzeba było jeszcze dociąć tę trasę. Mimo wszystko jechało się wporzo.
Kolejny tydzień przerwy tym razem na delegację, no i forma dalej w dół. Dzisiaj tak się pojechałem tylko przetrzeć, po ładniejszych wioskach w okolicy, luźnym tempem, just for fun. Bardzo przyjemnie choć noga już nie ta.
Dodane 35.5 km z poniedziałku z Chęcin. Dzisiaj pierwszy raz na Guerciotce do roboty, ten kawałek włókna węglowego był absolutnym tematem nr 1 wśród kumpli... No a co do samej jazdy to w stronę do bardzo się przejmowałem, stąd tętno wyszło wysokie. Z powrotem już na luziku, slalomem między zakorkowanymi autami i z wiatrem, na plus.
Takie tam, bardzo spoko ale się trochę przegrzałem. Miałem jutro robić coś dalszego ale po tej długiej przerwie dupa mi się odzwyczaiła od siodełka więc jest trochę kiepsko, muszę zrobić dzień przerwy.
Druga jazda po przerwie, wydłużyłem łańcuch o ogniwko i jedzie się znacznie lepiej, nawet zmieniarki chodzą jak nigdy dotąd, więc może tu był szkopuł? Ogólnie OK choć jeszcze długo mi zejdzie wracanie do formy.
Miało być, jak to ująłem 'pół tygodnia przerwy' - był okrągły letni miesiąc. Masakra jakaś, o taki mały kawałeczek aluminium odechciewało mi się żyć, ale od początku...
1. Od razu jak się wyłamał hak kupiłem inne, przyszły prawie na kolejny dzień, ale kompletnie nie pasowały. 2. No dobra, kupiłem na bikestacji kolenje, ale po tygodniu nie było żadnej informacji o wysyłce, nawet jak poprosiłem o zwrot kasy nie dostałem żadnej wiadomości, ale na szczęście kasę już tak. 3. Potem - w czwartek wieczorem - kupiłem dwie sztuki na allegro, gościu napisał że ma urlop od soboty a tymczasem na chama poszedł se w piątek, kompletny brak kontaktu przez kolejny tydzień, nosz kurrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr..................
4. W międzyczasie poszedłem do naziemnego mechanika ale odesłał mnie z kwitkiem.
5. Potem jeszcze kupiłem jeden, gościu wysłał od razu ale InPost sobie postanowił nie odbierać haka z paczkomatu przez tydzień. A i tak nie pasował. 6. Napisałem do oficjalnego dystrybutora guerci ale brak kontaktu.
7. Dopiero wtedy mnie natchnęło żeby napisać do gościa od którego kupiłem rower, a on odpisuje że będzie miał hak ale za tydzień... No dobra tyle już czekam że tydzień w te czy w te nie robi różnicy - biorę. Cena za ten kawałem aluminium jak za dobry frameset ale niech będzie, programista może sobie pozwolić... Dostaję pakę po tygodniu z pasującym hakiem ale.... BEZ ŚRUBEK... HAHAHAHAHAHAHAH!!!!!!!!!! No myślałem że się pójdę utopić. Na szczęście gość na kolejny dzień dosłał mi na swój koszt śrubki i od razu zamontowałem. BANGLA
Pojechałem na krótką pętlę bo nie wiedziałem nic - co z rowerem a przede wszystkim z formą. Ogólnie wszystko gra ale nowy łańcuch chyba nieco za mocno dociąłem, jutro to skoryguję. Najbardziej ucierpiała elastyczność mięśni, czułem taki opór w udach i plecach że nie wiem, myślałem że to bieganie utrzyma mnie w jako takim kształcie a tu dupa.
No cóż, ogólnie dzisiejsza jazda taka słodko kwaśna ale jak wiadomo będąc na dnie jedyna droga prowadzi w górę, jestem już tak zahartowany że nawet jakby miało się coś znowu dziać to przetrwam. Na zimę sobie odbiję niewyjechane godziny na trenażerze, wejdę w kolejny sezon z takim impetem że jak wyjadę na trasę to już nie wrócę....
Kurde mol, tak się super kręciło, to mógł być jeden z lepszych dni życia a tu taka katastrofa. Będzie o czym wspominać, ale od początku...
Pojechałem na zachód zobaczyć trochę nowego terenu. No i nie zawiodłem się, no piękne okolice, w Rogalowie pagórki, i świętokrzyskie pasiaki, kolorowo i cacy. Potem Oleszno gdzie byłem parę razy i zawsze uśmiechem na ustach. Potem Chotów - taka mała wioska a jakie mnóstwo życia na drogach... może dlatego że dzieciaki komputerów nie mają
Do Małogoszcza dokręciłem z bananem na twarzy. Jakiś ludowy festyn był, no to ciekawie trafiłem. Zatrzymałem się na dłuższą chwilę, postanowiłem się pokręcić, obadać boczne dróżki, kocie łby w okolicy kościoła i.... bam! Zerwał się hak przerzutki, znowu
Podszedłem do tego na spokojnie - do domu było 20 km to zrobiłem sobie takie ostre koło i jadym dalej. Ogólnie jechało się spoko ale coś mnie podkusiło żeby coś zmienić w łańcuchu, no i oczywiście zjebałem. Dało radę to jakoś jeszcze naprawić, ale potem znowu coś mi nie pasowało - no i skończyło się tak że zepsułem skuwacz
Wtedy nie było wyjścia, poddałem się i postanowiłem po ponad godzinie takiego dramatu złapać stopa. Jedzie pierwsze auto i.... BAM! Dwaj kolarze
Podwieźli mnie pod sam dom choć nie było im po drodze. No fantastyczni ludzie, moglibyśmy tak gadać bez przerwy. Wracali z Gliczarowa na Tomaszów. Jeden gość to ma chyba mapę Polski w małym palcu.
Dali mi radę jak zrobić ostre koło na przyszłość żeby uniknąć takich dramatów. Mam nadzieję że to się nie zdarzy, ale do tej pory jestem w takich nerwach i emocjach że nie ma siły, hak to chyba sobie żelazny wstawię. Czeka mnie z pół tygodnia przerwy, przyda się żeby ochłonąć i pobiegać.
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.