Gorąco ale znośnie. Wyregulowałem sobie przerzutki i natychmiast zaczęło się jechać przyjemniej. Obadałem kilometr bocznej dróżki w okolicy Korczyna, i to był jeden z najładniejszych kilometrów w mojej kolarskiej karierze, będę się tamtędy kręcił w miarę możliwości.
Kolejny cel osiągnięty - Opoczno. Bardzo klimatyczna mieścina, warto było. Same okolice Opoczna też całkiem miłe, łatwo było odlecieć. Pierwsza stówka uleciała nawet nie wiem kiedy, do Końskich dociągnąłem bez stęknięcia, no ale potem zaczęły się problemy...
Na początek źle skręciłem na rondzie, uświadomił mi to dopiero znak drogowy mówiący że jadę krajówką na Radomsko o.O No ale wtedy jeszcze noga dobrze się kręciła, więc mogłem sobie pozwolić na parę karnych kilosów. W sumie to i lepiej bo bez nich nie przekroczyłbym dzisiaj 150 ;)
25 km od domu zaczęło się dawać we znaki niewyspanie, zacząłem po prostu gasnąć, pod koniec myślałem że glebnę na trawę i pójdę spać jak ostatni żul. Musiałem co jakiś czas szukać miejsca na odpoczynek, no i w sumie wyszło mi to na dobre bo obadałem na Strawczynie ładny deptak ;}
Mimo że końcówka była koszmarna to już zdążyłem ochłonąć i całość wycieczki oceniam na 20 pkt w skali 0 - 5. Łącznie mi wyszło grubo ponad 60 km nowości, pogoda dopisała, na półmetku tylko trochę topiło ale wytrwałem.
Znowu tydzień bez kręcenia... 400 m od domu zerwał mi się łańcuch przy mocniejszym szarpnięciu. Wprawdzie noszę ze sobą wszystkie rzeczy żeby to naprawić ale nie byłoby miło tego robić 80 km od domu. Wróciłem, naprawiłem i skróciłem i tak krótką trasę by przetestować czy wszystko jest OK. W sumie dość zużyty jest ten łańcuch i mam dylemat czy kupować nowy jak na wiosnę i tak nabędę nową furę.
Tak po wsiach, w granicach opłacalnego dystansu. Dzisiaj chłodniej - od razu tętno w dół, od samego początku udało się wejść w idealny rytm i utrzymać go do końca. Bardzo ładnie wygląda poniższy wykres pulsów :}
Gorąco ale bez duchoty, obrałem taką traskę by z początku było sporo lasu, no i przez to kręciło się przyjemnie. No, może poza tym że
od półmetka
dziwacznie bolała mnie stopa. A tak to dzisiaj super płynnie, bez przerw, nawet hamulca nie trzeba było używać na krzyżówkach. Równym spokojnym tempem, trening na mega plus.
Potrzebuję trochę tej regularności, postaram się w miarę pogody zrobić jak najdłuższą serię dni na rowerze... No a dzisiaj poza środkową nudną częścią trasy jechało się naprawdę spoko.
Ostatnio podjeżdżałem Raszówkę, dzisiaj zrobiłem górkę pod Chęcinami, i mimo że jest dłuższa i trudniejsza to wyszła mi lepiej, na twardszym biegu i niższych pulsach. Dobrze się jechało to postanowiłem jeszcze zahaczyć o Białogon dokładając parę kaemów.
Pomyślałem że można by w końcu zacząć jakieś górki, na początek coś łatwiejszego, więc podjechałem Raszówkę. Wyszła dość lekko, aczkolwiek jechałem na najlżejszym biegu. Na większe górki muszę jeszcze trochę potrenować, ale jak kochają to poczekają...
Po robocie pętla się należy. Pogoda absolutna, mnóstwo życia na wsiach, noga się kręci jak nigdy, no i uleciało jak jasny pierun... Nie patrzyłem bardzo na licznik, po prostu jechałem tak jak akurat noga podawała. Słowem trening mega.
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.