Trochę chorowałem, potem brak albo czasu, albo pogody i jakoś zleciały 2 tygodnie bez roweru... Dzisiaj mimo że wiało i nie było za ciepło to zrobiłem krótką pętlę, żeby tylko sobie przypomnieć jak się jeździ na rowerze. Najbardziej to mi szkoda tej formy którą się cieszyłem przed przerwą, ale w sumie sezon się kończy i trzeba się odzwyczajać od kręcenia.
Musiałem polecieć do Kielc pozałatwiać parę spraw, ale nie chciałem od razu wracać więc pocisnąłem na Pierzchnicę bo mnie w tych okolicach jeszcze nie widziano.
Ehh na Kielcach myślałem że zwariuję, zły asfalt, ciasno na drodze, remont na remoncie, do tego okazało się że ul. Wojska Polskiego którą planowałem jechać jest brukowana. 2 km po kocich łbach, tragedia... Potem jeszcze jakoś źle skręciłem, za miastem cisnąłem mocno, byle dalej i szybciej od tego badziewia...
Za Kielcami zacząłem jazdę w nieznane, ale wybór trasy to był strzał w setę... no każdy kolejny kilometr ładniejszy od poprzedniego, zwłaszcza o tej porze roku, w takim późno popołudniowym świetle. Zalew na Borkowie to jakaś magia, zakochałem się na amen. Do Pierzchnicy prowadziły ładne lasy, sama wieś też świetna, dalej do Morawicy jechało się po takich starych, ładnie urządzonych wioskach, bardzo kojarzących mi się z dzieciństwem.
Noga się pięknie kręciła, nie wiem skąd tak wysoka średnia prędkość...
Trening uleciał jak jasny pieron, będzie mocnym kandydatem do najprzyjemniejszej wycieczki w roku. Już zapowiadam swoje częste wizyty w okolicach Pierzchnicy w przyszłym roku.
Z najciekawszych nowych nazw miejscowości to mijałem tylko Trzemoszna, Marzysz, Podmarzysz. Niedaleko są też Kuby-Młyny, trzeba będzie odwiedzić :}
...i to jest właśnie to czego mi było trzeba od dłuższego czasu. Ta pogoda to jakieś nieporozumienie jest, żeby w samym sercu października śmigać w krótkich ciuchach... Co ciekawe nie licząc kilku krzyżówek i przejazdu kolejowego - nie zatrzymywałem się na trasie, co w przypadku stówek się jeszcze nie zdarzyło, w dodatku była to ciężka pagórkowata trasa więc podwójny sukces. Do tego wiatry dzisiaj mnie wspomagały, okolica coraz bardziej kolorowa, w koło mnóstwo rowerzystów, no bajka jednym słowem :} Wycieczka uleciała jak jasny pierun.
W końcu skończyli wylewać drogę na Posłowicach, a to ważne bo to jest dla mnie taki łącznik z Górami Świętokrzyskimi dzięki któremu mogę ominąć miasto. Jeszcze przydałaby się droga łącząca Miedzianą Górę z Masłowem, byłoby z 15 km skrótu, no ale to już sfera marzeń.
Dzisiaj z założenia szybka pętla na Mniów, podjazd pod Raszówkę i do domu, ale południowe wiatry skutecznie pozbawiły mnie chęci życia przy wracaniu. Nie były może jakieś ultra silne, ale takie ciągłe, najgorsze z możliwych. Podjazd w tych warunkach mentalnie mnie wykastrował, a na zjeździe w bólach wyciągałem 50 km/h. Generalnie nie będę wspominał najlepiej tej wycieczki, ale grunt że udało się coś pokręcić.
Treściwa pętla między rosołem a drugim daniem. Dzisiaj zachciało mi się czegoś technicznego, więc pojechałem na Czostków, tam jest kilka serii szybkich ciętych zakrętów, a że ruch uliczny był zdecydowanie niedzielny i jeszcze wiało ostro w plecy to zaszalałem, sama słodycz :} Potem ze 20 km pod ten wiatr, ale jakoś się jechało, spokojnie, cały czas do przodu ;)
Zatrzymałem się na moment na Małogoszczu, wtedy podjechał do mnie szosowiec po 50-tce... Mówi że z Nagłowic więc szacun bo to jest jednak kawałek drogi. Potem jeszcze że ma licencje i się czasem ściga. Ciekawy gość, szkoda że jechał tam skąd ja wracałem. Pobojcylimy trochę i się rozjechaliśmy, małe szanse ale może jeszcze na siebie wpadniemy. Ogółem wycieczka uleciała jak jasny pierun, bardzo bardzo udana.
Zacząłem kolejny semestr, ale plan jest taki że mam właściwie 5 dni weekendu :D No to będzie czas na kręcenie. Dzisiaj śmignąłem na Dobrzeszów, najpierw kręcąc się po okolicy żeby wyszedł jakiś normalny dystans. Okolica zaczyna przybierać kolory które uwielbiam, ogólnie była to przyjemna raczej płaska pętla, na duży plus. Noga podaje, trzeba to będzie niedługo sprawdzić na jakichś górach.
Taka tam podwieczorna 77-tka z gatunku przyjemnych bardzo. Sprawdziłem drogę Smyków - Radoszyce bo wylali tam nowy asfalt, ale okazało się że nowej drogi jest tylko z pół km, a tak to jest trzęsawisko jak było. No ale zawsze coś... Ogółem bardzo sympatyczna rundka. Do tego cały czas miałem w głowie wczorajsze MŚ, tak się szło zamyślić że nawet nie wiem kiedy uleciało te 2,5 godziny kręcenia...
Po rosole pobujałem się chwilkę, tak by zdążyć na MŚ. Miałem 3 dni bez roweru i już mnie rozsadzało ciśnienie na kręcenie :P Zrobiłem podjazd pod Chęcinami, za każdym razem jedzie mi się go coraz łatwiej. Ogółem przyjemna odprężająca pętla, przyzwoite średnie w prędkości i w pulsie.
Zamontowałem kamerkę na kasku, a tak sobie dla odmiany. Ładne ujęcia robi ale jakoś ciężej na karku się zrobiło, no i ogólnie jakoś dziwnie. Także zostaję z montażem na kierownicy, może trochę skoryguję ustawienie.
Mało ostatnio śmigam no i najbliższa pogoda nie będzie rozpieszczać, więc dzisiaj trzeba było pyknąć stówkę. Pojechałem odwiedzić dwie gminy na których mnie jeszcze nie było - na Rudej Malenieckiej nie było nic szczególnego, ale na Fałkowie i okolicach było na czym zawiesić oko. Tu się zatrzymałem na pierwszą i jak się okazało jedyną przerwę - na jabolo i winogrona.
Za Lipą w stronę Radoszyc po trzęsawisku. Normalnie można tamtędy poprowadzić wyścig Paris-Roubaix przez Lipę. Nigdy mnie tak nie wytrzepało jak dzisiaj. Szkoda bo okolica jest bardzo ładna, same takie stare drewniane leśne wsie, rozległe polany i inne duperele które mi przypominają dzieciństwo.
Od Radoszyc do domu to już właściwie formalność bo z przodu napitalał zimny wiatr, gardło szybko stygło, trzeba było grzać ręcznie by się nie rozchorować.
Na Masę i z powrotem. Jechałem Białogonem bo w świetle remontów w okolicy Grunwaldzkiej tak jest o wiele płynniej, może stąd ta dziwnie wysoka jak na miasto średnia prędkość. Znikomy ruch uliczny i zerowy wiatr na pewno trochę pomogły, a i poprawiły humor na resztę dnia.
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.