Najgorsze na studiach za mną, mam trochę czasu na normalne dystanse. Dzisiaj gorąco, jechałem jakby na rozładowanych bateriach, do tego mocne, raczej przeszkadzające wiatry, no ale najważniejsze że się coś pojechało. Generalnie oceniam dzisiejsze kręcenie na umiarkowany plus.
Ufff, pierwsza stówa od ponad miesiąca, tego mi było trzeba... Pogoda dopisała, prądu nie odcięło, dobrze się łykało kilosy. Do Nagłowic jechałem tempem turystycznym, potem do Małogoszcza włączyłem tryb treningowy, a od Małogoszcza jechałem 'byle dojechać' :D
Już pod Chęcinami na węźle prawie mnie rozjechał jakiś psychopata któremu dali tira... Rozpędzony odbijał w prawo z wewnętrznego pasa, kiedy ja jechałem prosto. Dobrze że go za sobą usłyszałem i zapaliła mi się lampka że gość może chcieć skręcać. Gdybym nie przyhamował i pojechał dalej to nie byłoby ze mnie co zbierać, zabrakło 20 cm. Święty Krzyś czuwa i na szczęście była to ostatnia przykra historia tego dnia.
Dzisiaj wyszło ponad 35 km nowości. Jakoś wcześniej nie lubiłem jeździć po lasach, otwartych przestrzeniach gdzie w koło same pola, ale dzisiaj nie mogłem się na nie napatrzeć. Do tego jechałem przez kilka ładnych wiosek, m.in. przez Oksę. No generalnie było na czym dzisiaj zawiesić oko. Zdecydowanie wycieczka na plus, będę chciał jeszcze kiedyś zajrzeć w te okolice.
Zaliczenia pełną parą, trzeba było coś pokręcić żeby nie zwariować :} Pogoda idealna, teren właściwie płaski, luźna noga, spokojny krótki trening na spory plus.
Dość ciężka interwałowa trasa, z 10 km nowych dla mnie asfaltów. Muszę kiedyś przysiąść do map i postudiować nieodwiedzone przeze mnie okolice bo jest tego naprawdę dużo - dzisiaj znalazłem długi kręty zjazd za Chęcinami. Jak będzie dobra forma to spróbuję podjechać ten odcinek.
Wyjechałem w pełnym słońcu w krótkich ciuchach, ale dość szybko zaczęło się chmurzyć, zrobiło się zimno, złapał mnie ból gardła... Życie uprzykrzały mi różne sytuacje na zjazdach, a to psy wylatujące pod koła, a to sejczento blokujące całą drogę, a to po prostu mocne hamowanie przed krzyżówkami...
Na masę i z powrotem. Spotkałem kilka znajomych rowerów :D Do tego naprawdę sporo szosowców, nie tylko na samej masie ale podczas powrotu - co kilometr trzeba było wyciągać łapę i kogoś pozdrawiać :D
Start masy zgrał się z jakimś piknikiem policyjno-wojskowo-pożarniczym , wszystko byłoby OK, ale po jakie licho każdemu dzieciakowi pozwolono włączyć syrenę i trąbić... nie słyszałem organizatora z megafonem z odległości 10 m. Do pełnej radości zabrakło zezwolenia na sikawki.
Krótka pętla po dłuższej przerwie, by rozruszać nogi. Rower już całkowicie ustawiony, kolana zregenerowane - cała tubka maści poszła w ciągu 3-ch dni :D Także mogę skupić się już tylko na jeździe :P
Znalazłem lepsze ustawienie bloków i pojechałem je wypróbować. Wszystko jest już ustawione perfekt, nie zostaje mi nic innego jak wykurować zjechane kolana, odpocząć i ciskać sety.
Dawno nie robiłem Raszówki to tam pocisnąłem. Najpierw jakieś dziwnie przeszkadzające boczne wiatry, z powrotem to już tajfun w czoło, dlatego dzisiejsza jazda była po prostu walką o przetrwanie, o czym świadczy średnia prędkość... Dawno nie używałem na drodze takiej łaciny jak dzisiaj :D
Sam podjazd jakoś ciężko, pierwszy raz pokonywałem go na najlżejszym przełożeniu... Za to na zjeździe mi powiało w plecy, depnąłem troszkę mocniej i wycisnąłem 76 km/h, drugi raz w roku ponad 7 dych, a tylko 3 km/h mniej od rekordu.
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.