A takie tam... wieczorne kręcenie. Baardzo polubiłem dłuższe dystanse ale wiaterek skutecznie zatrzymuje mnie w domu. W najbliższych dniach się trochę podsmażymy, więc trzeba było dzisiaj wyjechać choć na mały kawałek by ewentualna przerwa w jeździe nie była za długa...
Zupełnie nie podobała mi się dzisiaj jazda, abstrahując już nawet od upałów, od wrednych bocznych / czołowych wiatrów - chodzi o to że trasa była baaardzo nudna, nie lubię tak kręcić dla kręcenia. Do Jędrzejowa nic. Miałem nadzieję że na samym mieście znajdę coś ciekawego.
Zwiedziłem pół miasta i nie znalazłem nic konkretnego by zrobić fotkę i chwilkę odsapnąć. Już zbierając się do jazdy na Małogoszcz pomyślałem że jednak warto by było zrobić jakąkolwiek fotkę na pamiątkę i dowód przybycia :D No to stanąłem pod sądem rejonowym, pstryknąłem dwa razy i poleciałem dalej.
Do Małogoszcza jakąś wojewódzką przez las i... nic. Zupełna pustka. Nie jadłem dzisiaj dużo więc odcięło mi prąd już po 50km. Odsapnąłem chwilę na przystanku, wtedy jakiś dzieciak przejechał na rowerze, pochwalił moją szoskę, no więc - mimo że jechał na komunijnym makrokeszu - powiedziałem że jego też jest niezły. Nie chciałem tego mówić ale nie chciałem też narobić mu przykrości xD
Na rynku na Małogoszczu stanąłem by wziąć prysznic :D Wtedy podbił do mnie taki starszy pan, wskazuje na mój rower i mówi: "Mam do sprzedania taki jeden, oryginalny, francuski, jeździłbyś nim na wyścigi". Z automatu odpowiedziałem że jeden rower mi wystarczy... Potem zacząłem szukać w myślach - jakie ja znam francuskie firmy rowerowe? Bo może miałby jakiegoś dobrego taniego full-carbona :D Ale nic innego mi nie przyszło do głowy niż PEUGEOT :D No a z peżotami to wiadomo...
Do domu jakoś dałem radę dociągnąć bo się chłodniej zrobiło. Mimo wszystko nie będę tęsknił za Jędrzejowem i nieprędko tam wrócę. Za to już tęsknię za Smykowem i w najbliższym czasie tam właśnie pocisnę.
Chciałem dzisiaj zobaczyć Jędrzejów, ale 'wiaterek' skutecznie mnie zniechęcił, więc zrobiłem tylko cotygodniowy serwis rowerowi i wieczorem pojechałem na małą pętlę sprawdzić czy wszystko gra. Potem jeszcze pocisnąłem na CPN po prowiant bo oczywiście wszyscy kierowcy w okolicy nie mogli...
Kolejny tegoroczny target zaliczony - przekroczyć 33km/h na odcinku 33km, czyli zejść poniżej godziny na 33-kilometrowej trasie, czyli uzyskać minimum 33km w jeździe godzinnej :D Ostatecznie udało się w godzinę wykręcić 33.71 km.
Był to mój pierwszy tego typu sprawdzian więc automatycznie te wyniki stają się dla mnie rekordowymi (pierwsza okazja do pobicia - może za rok...). Pojechałem 2 razy pętelkę 19 km - na pierwszej chciałem z siebie dać wszystko, żeby na drugiej 'bronić' wyniku. I co się okazało... Mordowałem się na pierwszym kółku a tempo ledwo powyżej 33. Na drugim okrążeniu jakoś luźniej ale szybciej. Trzeba to przemyśleć bo gdzieś tu leży klucz do szybszej jazdy.
Przestawiłem sobie rower z trybu 'szybki' na tryb 'wygodny' i to był strzał w setę ;) W sierpniu stawiam na dystans, nie na prędkość. Od dawna miałem ochotę zobaczyć Radoszyce i Smyków, więc tam pojechałem - z zamiarem zrobienia 70 km.
Między Rudą Strawczyńską a terenami Smykowa mijałem tyle cudnych wiosek. Co kolejna to ładniejsza. Korzystając z okazji pojechałem na Miedzierzę bo tam mieszka moja znajoma, przynajmniej będę miał z nią o czym podyskutować ;) Z tego co mówiła to jest to wiocha zabita dechami... Bull shit, piękna, duża, kolorowa miejscowość, ładne okolice, dużo ludzi i mało samochodów, no cud miód ;)
Skręciłem na Radoszyce przez las, co okazało się błędem bo gorszych asfaltów w życiu nie widziałem... Serio, 10 kilo przez takie wertepy że nadgarstki mi się już rozsypywały... chociaż tyle że piękne czyste i kolorowe lasy trochę zrekompensowały ten ból.
Same Radoszyce bardzo ładne, tutaj zrobiłem sobie dłuższego brejka na bułkę i fotki. Pojechałem w stronę Łopuszna, a tam - znowu asfalty jakby przeszło trzęsienie ziemi...
Dojechałem do domu, a licznik pokazał 87 km, no to zjadłem coś na szybko i pojechałem dokręcić setę. Tak się świetnie czułem przez cały dzień że mógłbym zrobić jeszcze z 50 kilo, ale wolę rozłożyć siły na kilka dni.
Koło Fanisławic jechał na rowerze taki gość... bez jednej nogi ... ... .. .. . . Miał zrobiony taki prowizoryczny 'nosek' na jednym pedale, i jeszcze jakoś utrzymywał równowagę... ciekawe bo na smutnego nie wyglądał a wręcz przeciwnie! Naprawdę zacząłem się tak zastanawiać co JA bym zrobił na jego miejscu...
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.