O ile ostatnie jazdy były przyjemne, to dzisiejsza była ultra-przyjemna, nie wiem, tak jakoś :D Co prawda czuć było ostre północne powietrze ale dało się przyzwyczaić i zapomnieć. Coraz lepiej, coraz lżej na cielsku, cały czas do przodu.
Weekend idealny do jazdy a ja przykuty do łóżka i przeziębiony... No i zapłaciłem za głupotę, ciężko mi się było powstrzymać by nie wyjechać. No a dzisiaj śmignąłem tak tylko symbolicznie, zawsze to 600 kalorii lepsze niż 0 :} Trening bardzo udany, przyjemny, i jak na tegoroczne standardy dość szybki.
W połowie trasy pomyślałem "ale k...a cieniaczę" - tak dzisiaj jak i w ogóle ostatnio, więc zacząłem wrzucać swoje stare dobre tempo treningowe, co było strzałem w setę. Co najlepsze - mimo że ciąłem dużo mocniej to średnie tętno wyszło takie samo. Cudnie się teraz patrzy na te liczby z licznika i pulsiaka.
Po rosole a przed Paris-Roubaix wyszedłem trochę przykręcić. Nie miałem na to ochoty ze względu na wiatr, ale trzeba się spalać a czasu czy pogody na dniach może zabraknąć.
Pojechałem tak, że pierwsza część trasy (na północ) była pod tajfun, chyba najmocniejszy w mojej kolarskiej karierze - ból był drastyczny, ale złapałem dobry rytm i jakoś dało radę. Powrót z wiatrem może nie tak epicki jak sobie to wyobrażałem, ale bardzo przyjemny. Ogólnie jeździ mi się coraz lepiej, dzisiejsza trasa uleciała jak jasny pierun.
Jeśli ktoś ma przypadkiem endorfinometr to poproszę, chętnie pobiję rekordy stężenia we krwi. Czuję że przesadzam z tą delikatną jazdą, mogę zacząć przyspieszać, to i szybciej dojadę do właściwej formy i kształtu.
Zbiorczo z wczoraj i dzisiaj, nie opłaca się rozdzielać tak krótkich dystansów. Miałem nie jechać w ogóle, ale bebzon zaczyna mi zasłaniać małego więc trzeba działać.
Ale się kurnia spasłem, aż mi własne ciało zaczyna wsysać ubrania... Kolejny tydzień bez roweru, ale przyszła zmiana czasu to po robocie zostanie trochę dnia na krynconko, a i może do tej roboty się będzie śmigać.
Miała być dłuższa przerwa ale ostatnio czuję się super więc się bryknąłem. Nie wiem jak, ale muszę zrzucić z 8 kilo, trzeba będzie do roboty podjeżdżać rowerem i uważać by znowu się nie spaść na zimę. Życzcie mi szczęścia i zdrowia ;}
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.