Na Lipowicę przez Chęciny, zajrzałem jeszcze w okolice pływalni 'Perła' bo nie byłem tam prawie 15 lat :D To sobie trochę powspominałem czildhud...
Tempo dobre ale nie najlepsze, bo dokuczał mi wiatr czołowy na całej długości buuu... :( No i jestem cały obolały po wczorajszych ćwiczeniach - 1. bardzo wysokiej kadencji, 2. kręcenia z jednym wpiętym butem, 3. podjazdów na twardym przełożeniu. Także dzisiaj tempo raczej 'asekuracyjne'.
Ta sama krótka trasa co ostatnio, tyle że dzisiaj postanowiłem cisnąć ile fabryka dała (oczywiście bez przesadyzmów).
Na razie udało się wycisnąć 33 km/h, ale muszę trochę poszperać bo da się jechać zdecydowanie szybciej. Będę starał się robić taki trening regularnie, może co drugi tydzień albo częściej bo nawet mi się to spodobało ;D Zobaczymy o ile będzie zmieniał się wynik.
Wymyłem niunie, wyshake'owałem łańcuch, wyregulowałem przednią przerzutkę, nabiłem opony i pochyliłem delikatnie kierę. Pojechałem na krótki dystans sprawdzić czy wszystko jest OK. Przy okazji sprawdziłem ile tak na prawdę dodają bloki do prędkości.
Wniosek jest taki że w zasadzie wystarczyło założyć bloki by przyspieszyć o 2kph z automatu. Na następnych treningach postaram się nie zapominać na trasie i wyciskać troszkę więcej energii. Zobaczymy co się będzie działo.
W stronę DO -> Silny czołowy wiatr, utrata ochoty do życia, demoniczna średnia nie przekraczająca 25kph.
W stronę Z -> Wiatry sprzyjające, czysta żegluga, średnia 30,5kph (delikatnie w górę i to w warunkach miejskich bez bloków, stroju za to z plecakiem).
Dobrze że nie było na odwrót bo bym teraz chyba szedł się wieszać xD
Na Piekoszowie mijałem jakiegoś kolesia na szosce, ale nawet nie dałem rady unieść kciuka w geście pozdrowienia, bo musiałem ostro manewrować kierownicą na rozkopanej drodze między zakorkowanymi autami :D
Wietrznie, duszno, gorąco, mogło być gorzej? Dzisiaj o dziwo bez przygód, a szkoda bo nudno xD Tylko tyle że prawie potrąciłem kumpla na pasach pod Poli ;)
Na grunwaldziej szły dwie baryły, jedna środkiem chodnika a druga środkiem drogi rowerowej bo oczywiście razem na chodniku by się nie zmieściły. Chciałem uniknąć tragicznego dla mnie zderzenia z tego typu tirem, jechałem tuż przy krawędzi... Ten babsztyl jeszcze tak wymachiwał ręką, że ostatecznie po niej dostał od mojej klamkomanetki... Leciałem koło 40 kph. Mam nadzieję że udało mi się tym samym oświecić chociaż jedną osobę, że tirem nie jeździ się po drodze rowerowej. Okulary słoneczne jej z tej ręki wypadły mam nadzieję że się rozwaliły.
Poza tym dzisiaj jakoś duży ruch na drogach rowerowych. Duża liczba cyklistów - to cieszy - z drugiej strony przeważali niestety piesi
No i dzisiaj po 6 km żmudnej pagórkowatej jazdy nadeszła pora na zwieńczenie wszystkich cierpień... Podjazd na Malmurzynie - kilometr z nachyleniem 6 - 9%, nie byłoby to jeszcze takie straszne gdyby nie fakt że byłem dość zmęczony. Ale wytrwałem i podjechałem bez zsiadania. Jak wiadomo za każdym podjazdem jest zjazd :) A za TAKIM podjazdem jest TTAAAAAAAKKKIIII zjad .......
Zamiarem mojego dzisiejszego wyjazdu było pobić życiowy rekord prędkości. Pojechałem na górkę na której został ustanowiony 4 lata temu na góralu ;D Z tej strony górka ma nachylenie 14,8% w najostrzejszym miejscu. Rekord wynosił 70,5 kph, a dzisiaj udało się go poprawić o 3kph. Bez problemu przekroczyłbym 80, ale tak strasznie się cykałem, że to że tamto... że się kiera ułamie, że dętka pęknie, szprychy polecą, piasta pęknie itd. itp... W ogóle nie kręciłem korbą, pozwoliłem się ciągnąć grawitacji. Może następnym razem uda się wykręcić te 8 dych jeśli się znowu nie przestraszę xD
...byle by tylko mi znowu jakieś robactwo nie wleciało do ucha a będzie dobrze xD żebym znowu nie musiał próbować wyciągać imbusem :D
Trzeci dzień z rzędu na Politechnice rowerem. Po zajęciach zaczęło konkretnie wiać, i to prosto w twarz. Zawsze było odwrotnie - jak jechałem z powrotem to sobie mogłem poprawić średnią prędkość, a tak to sobie dzisiaj tylko nadziei narobiłem na Personal Best ... xD
Jadąc na Poli na najszybszym długim odcinku musiałem wlec się za furmanką sprzed pierwszej wojny światowej... Nie chciałem jej wyprzedzać bo wiedziałem że ona mnie zaraz potem wyprzedzi... i tak przez 5 km :D W końcu mocno poirytowany wyprzedziłem to badziewie, i jak na ironię dopiero wtedy przyspieszyło, wyprzedziło mnie, i się oddaliło...
Codziennie jakaś inna przykra historia, aż się boję pomyśleć co będzie jutro ;)
Na Polibudę i z powrotem. Chcąc ominąć roboty drogowe pojechałem inną drogą. Stan 'nawierzchni' był taki, że sobie o mało nie połamałem nadgarstków, łokci i kości ogonowej. Oczywiście zapomniałem zapięcia, to musiałem zostawić niunię u ochroniarza w budce na parkingu... Zażyczył sobie browara bo to był już drugi taki raz xD
Z powrotem pojechałem tą drogą remontowaną, o wiele wygodniejsza i płynniejsza jazda... Byłem wk - ^&%*(&^) - wiony na pewnego doktorka, musiałem odreagować i jechać szybko, to sobie przynajmniej poprawiłem średnią dnia xD
Co ciekawe... dwa razy zostałem przepuszczony przez kierowców, mimo że pierwszeństwa nie miałem i wyraźnie się zatrzymywałem by ich puścić... Może to byli jacyś cykliści?
Kupiłem bloki które pasują do moich pedziów, na razie dziwnie się w nich czuję, ale zobaczymy jak to będzie na normalnym treningu.
Jestem Damian, na rowerze znany jako Damiano Pantani. Urodzony w Kielcach w 1991 roku, szosowiec ze źródłami w kolarstwie górskim.
KOLARSKI OPĘTANIEC
MIŁOŚNIK ASTRONOMII
KONSERWATYWNY LIBERTARIANIN
Z zawodu programista aplikacji internetowych. Z końcem 2018 odstawiłem bloga, dlatego udostępniłem kod szablonu na forum. Jeśli nie ten, to być może zainteresuje Cię stary szablon. Walić śmiało w razie uwag, moje dane kontaktowe znajdują się na dole.